niedziela, 18 stycznia 2015

Wstęp.







Cisza. 
Przerwana jedynie przez dźwięk jej kroków. Na ulicy nie było ani jednego samochodu, dlatego mogła spokojnie iść środkiem drogi. 
Starała się nie patrzeć za siebie, ale wiedziała, że gdzieś z tyłu jest on. 
Kroki stawały się coraz szybsze, już dawno zdjęła i rzuciła za siebie parę wysokich szpilek, o które ostatnio walczyła na wyprzedaży w centrum handlowym. 
Spojrzała przez szybę sklepu z zabawkami, na wystawie stała lalka. Miała złote loki i niebieskie oczy. 
Wygląda identycznie, jak moja, pomyślała, odwracając wzrok. 
Dzieciństwo. 
Nienawidziła o nim myśleć. Była skrzywdzoną, małą dziewczynką, która każdego dnia czekała na swoich rodziców, każdego dnia nuciła tą samą piosenkę, której słowa wbiły się w jej pamięć, nie ważne jak bardzo chciała o nich zapomnieć - wracały.

Obróć się, otwórz oczy
Nie możesz się ruszyć, strach ciągnie cię w dół 
Otwórz oczy
Wszystko jest dobrze...

Kątem oka spojrzała na lustro, stojące w rogu wystawy. Wyglądała okropnie. Makijaż, nad którym męczyła się grubo ponad godzinę, był rozmazany po całej twarzy, włosy - roztrzepane, ramiączko czerwonej sukienki rozerwało się. To miał być najwspanialszy dzień z jej życia, a skończyło się na tym, że ucieka przed psychopatą.\

Idealnie.

- Anastasia!
Gwałtownie obróciła głowę. Dostrzegła go. Mógł do niej podejść i zabić, ale widocznie tego nie chciał.
Brunetka obróciła się, w przeciwnym kierunku i znowu zaczęła biec, mając nadzieję, że niedługo  go zgubi.

Zaczynało brakować jej siły. Nigdy nie lubiła biegać, była mistrzynią w wymyślaniu wymówek, dzięki którym unikała męczących ćwiczeń na lekcjach.

Upadła.
Zaczęła w duchu przeklinać to, że była taka słaba. Czy już powinna się poddać? 
Gdyby się tak zastanowić... Śmierć w wieku dziewiętnastu lat nie jest zła. Wyglądałaby ładnie na pogrzebie.
Poczuła chłodną dłoń na swoim ramieniu. Malcolm stał nad nią.

- Zostaw mnie... Jesteś psychopatą!

- Nie jestem. Zrozum, że musiałem w końcu powiedzieć ci prawdę...

Anastasia wstała, odsuwając jego rękę. Spojrzała na niego zaskoczona, zaciskając pięść, starała się nie wybuchnąć gniewem.

- Prawdę?! Opowiadasz mi bajki o tym, że niby jestem potępiona i chcą mnie zabić, masz mnie za idiotkę? Znajdź sobie dobrego psychiatrę. Albo najlepiej dwóch.

Odwróciła się z zamiarem odejścia i zapomnienia o całym wieczorze. Pragnęła wrócić do domu i zacząć szukać mieszkania na jakiejś wsi, gdzie będzie daleko... daleko od ludzi.

- Ian kazał się tobą zająć. Brakuje mu ciebie. 
W oczach brunetki pojawiły się łzy. Wspomnienie, mimo upływu czasu, imię Partcleara powodowało ból, którego nie mogła się pozbyć. Był częścią jej życia, o której nie mogła zapomnieć, nie ważne, jak bardzo tego pragnęła. 
Myślała nad tym, co powinna zrobić. Chciała uciec, ale coś zmusiło ją do zostania. 
Jeszcze raz spojrzała na Malcolma Gatehella. Nie był chłopakiem, który specjalnie wyróżniał się w tłumie. Miał ciemne włosy, praktyczne czarne i oczy koloru, którego nie można było zdefiniować jedną ze znanych jej barw. Miały głęboki niebieski odcień, choć czasami przypomniały bardziej brudną zieleń. Był dość wysoki i dobrze zbudowany.

- Ian? Przecież on uciekł... Zabił Margaret.

- Musiał to zrobić, żebyś była bezpieczna... Nawet nie wiesz, jak ważne jest twoje życie. Nie wiesz jak oni się ciebie boją.

- Oni?

Malcolm  uśmiechnął się chytrze, był pewien, że Anastasia we wszystko uwierzy. Jednak ona czekała, na choć krótkie wspomnienie o Ianie. Chciała wiedzieć, co u niego. 
Nie. 
Chciała go zobaczyć, przytulić i zostać z nim. Była gotowa jechać do Meksyku, zostawiając za sobą spokojne życie w Londynie.

- Nie możemy tu rozmawiać - powiedział, podając jej kartkę.– Spotkamy się, kiedy to wszystko przejrzysz.

Zacisnęła dłoń na wiadomości, by się w niej zmieściła, a następnie odwróciła i wolno poszła do domu, ciągle myśląc.
Myśląc o przeszłości.